Forum dla fanów Keiry Knightley - witaj! Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości.
Forum Forum dla fanów Keiry Knightley Strona Główna                    FAQ
                Szukaj
             Użytkownicy
          Grupy
       Galerie
    Rejestracja
Zaloguj
Away from the sun
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny  
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum dla fanów Keiry Knightley Strona Główna -> Wasza twórczość / Biblioteka
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Chelsea
FAN OF KEIRA & ORLANDO <333
PostWysłany: Sob 23:32, 28 Lis 2009


Dołączył: 24 Paź 2006

Posty: 9031
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Elizabethtown xDDD

Robiąc porządki na kompie ,znalazłam moje fan fiction związane ze Zmierzchem xDD z początku roku ,jakoś jak mi się zachciało brać udział w jakims konkursie ^^ ( fajne nagrody były ) Very Happy
Oczywiscie jak wiadomo nic nie wygrałam ;D bo mój talent literacki jest znikomy xD
No ale stwierdziłam ze i tak to kiedys zapodzieje to moze jak chcecie to moge wam tu to w częściach moje arydzieło wklejac ;D
Tylko że uprzedzam ( to zadna skromnosc czy cos Razz ) jest to średnie ;D

Ogólnie wymyśliłam sobie zupełnie nowego bohatera i to jest jego historia xD w moim FF jest tylko Carlisle i na koniec Edward ;D


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Chelsea dnia Sob 23:57, 28 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Muse.
Jedwab
PostWysłany: Sob 23:48, 28 Lis 2009


Dołączył: 05 Sie 2009

Posty: 4922
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: moulin rouge

Jej, Chelsea, brawo że w ogóle się takiego czegoś podjęłaś Wink !
Wklejaj wklejaj, z wielką chęcią poczytam Smile


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Chelsea
FAN OF KEIRA & ORLANDO <333
PostWysłany: Nie 0:03, 29 Lis 2009


Dołączył: 24 Paź 2006

Posty: 9031
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Elizabethtown xDDD

no dobra ;D niech bedzie ;D podziele to zeby wam sie łatwiej czytało ;D
nawet nie pamietam co mnie wtedy naszło Razz to moje pierwsze i ostatnie FF ;D

Cytat:




Przyjaźń nie potępia w chwilach trudnych, nie odpowiada zimnym rozumowaniem: gdybyś postąpił w ten czy tamten sposób... Otwiera szeroko ramiona i mówi: nie pragnę wiedzieć, nie oceniam, tutaj jest serce, gdzie możesz spocząć.
— Malwida von Meysenbug




Moja historia rozpoczyna się w 1843roku.Urodziłam się na plantacji South Jasmine w okolicach Charleston w Południowej Karolinie jako Elizabeth Turner. Moja rodzina zamieszkiwała te ziemie od ponad 100lat.Turner’owie od zawsze darzeni byli wielkim szacunkiem i uważani za jednych z najlepszych plantatorów bawełny na południu USA. Jeżeli chodzi o mnie, to nie byłam jedną z tych panien, które uwielbiały bale i życie towarzyskie Charlestonu. Nie marzyłam o ślubie z bogatym i przystojnym południowcem ani o gromadzie dzieci. Żyłam z dnia na dzień. Mój ojciec był stanowczy i surowy, ale nigdy do niczego mnie nie zmuszał. Wynikało to może z tego, że miałam dwie siostry, Catherine i Auguste, którym mógł ułożyć dokładnie całe życie. Moim najlepszym przyjacielem odkąd pamiętam był Charles. Kuzyn, którego przygarnęła moja rodzina po śmierci jego rodziców. Wychowywaliśmy się razem, spędzaliśmy całe dnie na bieganiu po plantacji, bijatykach i wpadaniu w kłopoty. Był moja bratnią duszą, jedyną osobą, która mnie znała naprawdę. Na co dzień nosiłam spodnie i nie przypominałam bogatej panny, czego nie mógł zaakceptować mój ojciec. Moja uroda nie wyróżniała się niczym specjalnym na południu. Oliwkowa cera, ciemne, kręcone włosy. Świetnie jeździłam konno, co zresztą kochałam, i strzelałam. Zawsze chciałam być niezależna i uważałam, że osiągnę to posiadając umiejętności przeznaczone dla mężczyzn. Mimo wszystko uważna byłam za piękną kobietę, czego bardzo nie chciałam. Mężczyźni uważali, że mój styl życia jest przejściowy i po ślubie będą mogli mnie zmienić. Nie wierzyłam w miłość. Patrząc wokół siebie widziałam tylko zaplanowane małżeństwa, gdzie nie było mowy o tym magicznym uczuciu, o którym napisano tyle książek. Nie bałam się wyrażać swojego zdania i wchodzić w dyskusje . Byłam silna i odważna ale przez innych raczej postrzegana jako bezczelna i niewychowana dziewczyna. Nie przejmowałam się opinią innych, nie miała ona dla mnie znaczenia.
Lata mijały.Bardzo często z Charliem odwiedzaliśmy Charleston, oddalone o kilkanaście mil od plantacji. Podczas jeden z wizyt dało się wyczuć panujące napięcie wśród ludzi. Wszyscy żyli wyborem na prezydenta Abrahama Lincolna, przeciwnika niewolnictwa. Dla najbardziej konserwatywnych polityków było to nie do zaakceptowania. Jak zauważyliśmy tez dla większości społeczeństwa był to argument do wszczęcia secesji. Staraliśmy się nie zwracać na to uwagi tak długo jak tylko było można. Jednak w drodze do domu, nie daleko nabrzeża natknęliśmy się na grupę młodych chłopaków atakujących jankeskiego żołnierza. Przyłożyli mu pistolet do głowy i wykrzykiwali różne rzeczy. Charles natychmiast zareagował. Nawet nie zauważyłam kiedy wytrącił jednemu z młodzieńców pistolet a drugiego powalił na ziemie. Dopiero w tym momencie ruszyłam i z całej siły uderzyłam trzeciego. Kiedy z dali sobie sprawę ze nie mają szans, uciekli wykrzykując ze jesteśmy zdrajcami. Przestraszony żołnierz podziękował nam i ruszył w kierunku fortu. My natomiast wracaliśmy do domu milcząc. Już nie potrafiliśmy udawać ze nic się nie dzieje.

1861rok.Wojna była już blisko. Zdawaliśmy sobie sprawę z Charlesem, że jest to nie uniknione. Wiedzieliśmy również, że będzie musiał iść walczyć. Nie chciałam żeby mnie zostawiał. Bardzo się bałam i nie rozumiałam jego entuzjazmu. Charlie nie był zwolennikiem niewolnictwa, ale chciał walczyć w obronie naszej ziemi, naszego domu. Uważał, że jest to jego obowiązek. 12 kwietnia generał Beauregard rozpoczął ostrzał Fortu Sumter. Zapoczątkował tym samym wojnę i secesje. Kiedy żegnałam się z Charlesem miałam łzy w oczach, które starałam się ukryć. Rzadko płakałam i jedyną osobą która to widziała był on. Tym razem nie chciałam pokazywać mojej słabości.
- Wojna skończy się szybko. Nawet nie zauważysz kiedy wrócę. – powiedział pewnie, uśmiechając się.
- Obyś miał rację. Uważaj na siebie.
Przytulił mnie. Pożegnał się z rodzicami i z moimi siostrami. Odjeżdżając spojrzał jeszcze raz na mnie i uśmiechnął się. To był ten uśmiech który zawsze miał mnie podnieść na duchu. Tym razem jednak nie pomogło.

Miesiące mijały. Nie widziałam Charles’a od ponad roku. To była nasza najdłuższa rozłąka. Nie mogłam sobie znaleźć miejsca bez niego. I strasznie się martwiłam. Jedynym pocieszeniem były listy, które otrzymywałam co kilka miesięcy. Plantacja podupadła tak jak większość majątków. Prawie całe zbiory i zaopatrzenie trzeba było oddawać wojsku. Jedynie urok tego miejsca pozostawał taki sam. Wielki rząd starych dębów prowadzących do posiadłości, bujna roślinność dookoła i rzeka Ashley płynąca nie całe pół mili dalej. Jednak wojna która nie miała trwać nawet pół roku, wydawała się nie mieć końca. Południowcy wygrywali, ale Północ nie miała zamiaru się poddawać. Po ostatniej wygranej generała Lee pod Manassas, wojska konfederacji wyruszyły dalej na północ. W tym Charles.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Chelsea
FAN OF KEIRA & ORLANDO <333
PostWysłany: Śro 16:54, 02 Gru 2009


Dołączył: 24 Paź 2006

Posty: 9031
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Elizabethtown xDDD

i jak tam dawac dalej ;D czy sie wam czytac nie chce? Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Muse.
Jedwab
PostWysłany: Czw 15:54, 03 Gru 2009


Dołączył: 05 Sie 2009

Posty: 4922
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: moulin rouge

Przepraszam Chelsea że tak zwlekałam z tym czytaniem.
Jak dla mnie to świetne, zaskoczyło mnie na wstępie pojawienie się postaci Elizabeth Wink
Oczywiście wklejaj dalej Smile


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Chelsea
FAN OF KEIRA & ORLANDO <333
PostWysłany: Czw 17:11, 03 Gru 2009


Dołączył: 24 Paź 2006

Posty: 9031
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Elizabethtown xDDD

no jak pisałam wymyslałam sobie nowego Cullena xD
jak ci sie nie chce cxytac to mów ;D ja sie nie obraze czy cos ;D

Cytat:
Mimo, że nie byłam religijna każdego dnia modliłam się, żeby wojna się skończyła. Zbyt wiele osób już zginęło. W lipcu 1863 roku po przegranej w bitwie pod Gettysburgiem inicjatywę przejęła armia Unii i rozpoczął się nieuchronny upadek Konfederacji. Odział Charliego na kilka dni powrócił do Południowej Karoliny. To była jedyna szansa zobaczenia go. Do Georgetown, gdzie stacjonowali, były jakieś 3 godziny jazdy konnej. W domu zostawiłam list gdzie się wybieram, nie chciałam im tego mówić, bo wiedziałam jaka będzie reakcja mamy. Ojciec na szczęście przebywał w Richmond wiec miałam więcej swobody.
Tego dnia było parno, mimo że słońce schowało się gdzieś za chmurami. Podróż przebiegała dobrze, po drodze nikogo nie spotkałam. W połowie drogi stwierdziłam, że pojadę na skróty i zaoszczędzę trochę czasu. Zjechałam z głównej drogi do lasu. Jak się nie długo potem okazało był to największy błąd w moim życiu. Z naprzeciwka, na koniach wyjechało trzech mężczyzn. Jeden był dość masywnie zbudowany, miał kręcone rude włosy i okrągłą twarz. W jego oczach nie można było dostrzec nic dobrego. Dwóch pozostałych, znacznie mizerniejszej postawy i o ciemnych włosach, jechało za nim.
- Panienko! - krzyknął jeden. Nie zatrzymałam się.
- Stój! Nie uciekaj, nic Ci nie zrobimy.
Zignorowałam ich i jechałam dalej. Wtedy jeden z brunetów przyspieszył i zajechał mi drogę. Szarpnęłam mocno konia, chciałam ruszyć, ale z drugiej strony kolejny mężczyzna zajechał mi drogę.
- Co robi w lesie, tak daleko od miasta, samotna panienka?
Mężczyzna który jechał na czele podjechał do mnie. Nie odpowiedziałam jednak nic. Wzrokiem szukałam mojego pistoletu.
- Hmm... nie chcesz z nami rozmawiać? A my tak dawno nie ucięliśmy sobie pogawędki z kobietą. W dodatku tak piękną.
-Tak to wielkie szczęście- dodał drugi.
- Może zejdziemy z koni? Będzie nam o wiele wygodniej.
Kiedy to mówił ten muskularny mężczyzna, najprawdopodobniej ich szef, wyciągnęłam broń i strzeliłam w ramie jednemu z nich. W tej samej chwili poczułam mocne pociągnięcie do tyłu. Spadłam z konia, uderzając z całej siły w ziemię. Przez moment nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Ocknęłam się kiedy jeden z nich złapał mnie za włosy i podciągnął do góry. Uderzyłam go w brzuch, a potem między nogi. Wyswobodziłam się i złapałam za broń, która leżała na ziemi. Strzeliłam drugiemu mężczyźnie w obie nogi. Nawet w takiej chwili nie byłam w stanie nikogo zabić.
-Pożałujesz tego !!! - usłyszałam za sobą.
Uchyliłam się od ciosu, ale poczułam okropny ból w żebrach. Postrzelony w ramie mężczyzna wstał i złapał mnie.
Zaczęłam się szarpać, broń wyleciała mi z ręki. Rudowłosy napastnik uderzył mnie kilkakrotnie w twarz. Drugi zaraz potem rzucił mnie na ziemię.
-Teraz się Tobą zajmiemy!
Próbowałam wstać, ale poczułam mocne uderzenia w żebra i w głowę, Słyszałam tylko łamiące się kości i okropny ból. Starałam się myśleć tylko o ucieczce. Kiedy odzyskałam świadomość, kopnęłam nachylającego się nade mną mężczyznę znowu między nogi, złapałam w rękę kamień, który leżał gdzieś koło mnie i uderzyłam go w głowę. Wstałam i zaczęłam uciekać. Biegłam najszybciej jak umiałam i na ile pozwalał mi mój stan. Nikt mnie nie gonił. Dobiegłam do drogi i wtedy poczułam mocny zawrót głowy i upadłam.
Ocknęłam się w jakimś pokoju. Nie wiedziałam ile czasu minęło i jak się tu znalazłam. Zobaczyłam anioła. Tak, to musiał być anioł. Po chwili jednak byłam znowu gdzieś indziej, poza świadomością. Do czasu kiedy poczułam śliny ból. Moje gardło zaczęło płonąć. Potem reszta ciała. Było to coś niewyobrażalnie okropnego. Nie mogłam się ocknąć, krzyczeć. To uczucie było silniejsze. Ból zawładnął całym moim ciałem. Czułam go nazbyt wyraźnie. Nie wiem ile czasu byłam w takim stanie. Nie wiem kiedy ten ból zaczął maleć i stawałam się coraz silniejsza. Kiedy się ocknęłam znowu byłam w tym pokoju, to nie był sen. Zobaczyłam mojego anioła. Był nim blond włosy mężczyzna o twarzy Boga. Blada cera, idealne rysy twarzy. Widziałam go bardzo wyraźnie, tak jakby nie moimi oczami. Znacznie wyraźniej niż kiedykolwiek.
- Kim jesteś? Gdzie jestem? - wykrztusiłam .
- Spokojnie nic Ci się nie stanie. Jestem Carlisle Cullen.
- Co ty mi zrobiłeś?-Spytałam spokojnie.
Nie rozumiałam swojego zachowania.To nie był mój głos. W mojej głowie było milion myśli, trudno było mi się skupić. Spojrzałam na swoje dłonie. Były blade i aksamitne w dotyku. I ten wzrok. Czułam się inaczej. Owładnęło mnie uczucie dziwnego głodu, ale nie takiego jaki czułam do tej pory. To się działo w mojej głowie. Poczułam pragnienie. Paliło mnie gardło.
- Umierałaś. Jestem lekarzem, ale nie mogłem Ci już pomóc. Było za późno.
- Co? -pokręciłam przecząco głową. - Ale ja nadal żyję.
Nie zwracając uwagi na to co powiedziałam, mówił dalej.
- Miałaś liczne urazy, połamane żebra, rękę... - na chwilę spuścił oczy - ale najpoważniejszy był uraz głowy. Wykrwawiałaś się. Musiałem Cię znaleźć dopiero po kilku godzinach od tego co się stało.
- Ja nadal żyję przecież!
- Nie do końca - odpowiedział.
Spojrzałam na niego ze zdumieniem. Prawdą było, że czuje się inaczej, ale żeby...nie, nie mogłam nawet o tym pomyśleć.
- Jak to nie do końca? Co ty ze mną zrobiłeś?
Zamilkł na dłuższą chwile.
- Powiedz co się ze mną dzieje!
- Nie było dla Ciebie ratunku... umarłabyś... - mówił cicho, ale ja słyszałam go bardzo dobrze.
Stał naprzeciwko łóżka na którym siedziałam teraz. Ruszyłam w jego kierunku i szarpnęła go za koszule. Chciałam coś powiedzieć, ale w tym momencie zdałam sobie sprawę z jaką siłą to zrobiłam i jak szybko. Puściłam go i tępo spojrzałam na ścianę. W głowie miałam milion myśli.
- Mów natychmiast co jest ze mną nie tak? Czemu się tak czuje? Miałam umrzeć ale jestem silniejsza ... to nie jestem ja.
- I tak się dziwie, że jesteś taka spokojna,że potrafił sie opanować To coś rzadkiego u ...- znowu przerwał.
- U kogo?!
- U takich jak my. -nie patrzył na mnie.
- Co nasz na myśli? Kim my jesteśmy? - znowu poczułam to uczucie pragnienia i palące mnie gardło.
- Usiądź spokojnie. Zapewne czujesz głód i nie możesz zebrać myśli. Wyjaśnię Ci wszystko.
Zdziwiłam się, że wie jak się czuje. I nie mogłam pojąć co się dzieje mimo, że mój umysł wydawał się nie mieć granic...
- Żyję już ponad 220 lat i nigdy jeszcze nikogo nie przemieniłem. Nie chciałem tego, nie mogłem pozwolić ci umrzeć. Sam nie wiem czemu, to było silniejsze ode mnie. A może to samotność mnie pchnęła do tego... Wybacz mi.
- 220 lat? To niemożliwe...
- Możliwe, jeżeli jesteś.... Jeżeli jesteś wampirem. Ty też nim teraz jesteś.- spojrzałam na niego jak na wariata.
- Oszalałeś ! O czym ty mówisz?!
- To niestety prawda. Pewnie już zauważyłaś zmiany.
Podbiegłam do lustra, które wysiało na drugim końcu obszernego pokoju.Zrobiłam to w ułamek sekundy. To co zobaczyłam, wstrząsnęło mną. Widziałam siebie w odbiciu, ale byłam jednak inna. Piękniejsza. Rysy mojej twarzy się zaostrzyły. Blada cera, lśniące włosy... i oczy. One nie było moje. Było czerwone, straszne. Zamarłam na chwile.
- Przecież wampiry nie istnieją. To tylko zwykłe legendy-Carlisle milczał. Sama chyba już nie wierzyłam w to co mówię.
Patrzył na mnie z bólem w oczach. Ja stałam prosto nie odrywając wzroku od lustra i próbując to wszystko zrozumieć. Było to naprawdę ciężkie kiedy wszystko dookoła mnie rozpraszało i jeszcze to pragnienie.
- Boże... -zamarłam - Czemu Ty mi to zrobiłeś?
- Umarłabyś. Przepraszam.
- A teraz nie jestem martwa? - instynktownie dotknęłam swojego serca. Nie biło już. Przeraziłam się. Modliłam się, żeby był to tylko zły sen,żebym mogła się obudzić.
- Żyjesz. Tylko, że nie już jako człowiek.
- Teraz będę zabijać ludzi? Będę potworem?
- Nie, nie musisz tego robić. Możesz żywić się krwią zwierząt. Ja tak robię. Będzie to wymagało od Ciebie wiele wysiłku, ale już widzę, że dasz rade. Kiedyś ludzka krew będzie Ci obojętna.- Usiądź. - dodał. Nie umiem tego wyjaśnić ale jesteś o wiele bardziej opanowana, od innych nowonarodzonych. Ogarnia ich szał, którego nie potrafią opanować. Ty sobie z tym radzisz.
- Ja to czuję. Palące uczucie w gardle. Moje myśli cały czas wracają do tego uczucia... do pragnienia. Pragnienia krwi...
- To jest normalne. Z czasem będziesz umiała nad tym w pełni panować.
- Niektóre wampiry posiadają specjalne umiejętności - ciągnął dalej. Ty możesz mieć jedną z nich. Nie umiem jej nazwać jeszcze, ale na pewno posiadasz coś czego inni nie mają.
- Mam się cieszyć? Jakoś to nic nie zmienia.
- Może zmienić to, że o wiele szybciej poradzisz sobie z pragnieniem ludzkiej krwi i będziesz mogła wśród nich szybciej żyć. Na razie jednak musisz się od nich trzymać z daleka.
- Co? Nie mogę. Musze zobaczyć się z Charlesem.
- Nie możesz - przerwał mi- Skrzywdziłabyś go. Na razie nie jesteś sobą. Zresztą nie możesz mu powiedzieć. Nie możemy się zdemaskować.
- Ufam Charliemu bardziej niż samej sobie!-krzyknęłam wściekle
- On będzie potrafił dochować tajemnicy.
- Wrócimy jeszcze do tego tematu. Póki co musisz się trzymać od niego z daleka, jeżeli nie chcesz go zabić. - powiedział to tak poważnie, że wrócił mi zdrowy rozsądek.
- Ile minie czasu za nim będę mogła go zobaczyć?
- Normalnie trwało by to kilka lat. Tobie może to zająć z rok, może nawet krócej.
- Tak długo? Wojna może skończyć się o wiele szybciej!
- Będziesz musiała poczekać dla jego dobra.
- A moja rodzina? Co im powiemy?
- Nic. Dla nich już umarłaś Za kilka dni zapewne dotrą do nich wiadomości o twoim zaginięciu.
- Nie mam już nigdy wrócić na plantacje? Do Charleston? - nie mogłam sobie tego nawet wyobrazić.
- Póki żyje Twoja rodzina to nie możliwe. Tamto życie się już skończyło.
Poczułam się jakby ktoś wbił mi nóż w serce. Nie miałam już wrócić do jedynego miejsca. Tego, które kochałam. Na chwile myślami znalazłam się gdzieś indziej. Moje ludzkie wspomnienia były jak za mgłą. Starałam sobie przypomnieć wszystko. Nie chciałam tego nigdy zapomnieć.
- Elizabeth.- usłyszałam głos Carlisle.
- Skąd znasz moje imię?
- Kiedy Cię tu przyprowadziłem byłaś na w pół przytomna. Wtedy się zapytałem.
- W ogóle to gdzie jesteśmy?
- W moim wynajętym domu. Jakieś 30 km na południe od Georgetown.
- Charlie musi wiedzieć, że żyję!- powiedziałam kiedy usłyszałam jak blisko niego jesteśmy.Znowu na moment straciła nad sobą kontrolę. Wszystkie bodźce i emocje odbieram ze zdwojoną siłą.
- Na razie nie może. Ty nie możesz go teraz zobaczyć, a mi nie uwierzy w to co się stało.
- Ale on będzie myślał, że umarłam. Jeszcze zrobi coś głupiego! Nie mogę mu na to pozwolić.
- Teraz nie możesz nic zrobić. Obiecuję, że będę go pilnował na ile będzie to możliwe.
- On tego nie przeżyje. Ty nie rozumiesz. Ja jestem dla niego wszystkim. Jedyna prawdziwą rodziną.- spuściłam głowę. Poczułam mocny przeszywający mnie ból, ale nie w klatce piersiowej... nie zabrakło mi powietrza,serce nie przyspieszyło. Wszystko działo się teraz znowu w mojej głowie. Nie mogłam opanować napływu myśli i uczyć.
Nagle poczułam fale żaru w moim gardle. .
-Musimy iść na polowanie. Wszystko Ci pokażę i wytłumaczę...
To był najgorszy dzień mojego nowego życia. Wszystko co miało być potem jeszcze bardziej mnie przerażało.Nie chciałam być taka. Nie tak miało wyglądać moje życie.Starałam się być silna dla Charliego,żeby móc go zobaczyć.
Carlisle opowiedział mi swoją historię.Urodził się w 1645 r w Londynie. W 1688 r. został przemieniony w wampira. Nie mógł się z tym pogodzić, kilkakrotnie próbował się zabić. Czuł do siebie obrzydzenie, nie chciał być mordercą. Pewnego dnia mijało go stado jeleni. Carlisle nie wytrzymał, zaatakował i pożywił się ich krwią. Wtedy odkrył, że może żyć bez konieczności zabijania ludzi. Zaczął podróżować po Europie, towarzyszył też przez kilkadziesiąt lat Volturi,włoskiemu klanu, który stanowił ostoje prawa dla wampirów. Następnie wyruszył do Nowego Świata.
Wytłumaczył mi także jak polować. Poczułam ze zajmie mi wiele czasu za nim zaakceptuję moją nową dietą mimo, że nie czułam obrzydzenia. Stało się to czymś zupełnie naturalnym z czym jednak nie chciałam się pogodzić. Nie akceptowałam niczego w moim nowym życiu.
Każdego dnia czekałam na koniec wojny. Po mojej przemianie przenieśliśmy się z Carlisle na północ. Zamieszkaliśmy w okolicach Lake City nad jeziorem Erie. Mijały miesiące a ja nadal nie mogłam się pogodzić z tym co się stało. Chciałam, żeby ten koszmar się już skończył, żebym obudziła się w domu i mogła powiedzieć ze tylko mi się to przyśniło. Jednak nie było mi to dane. Skupiłam się tylko na tym, żeby jak najszybciej opanować swoje ciało i umysł. Szło mi to całkiem nieźle. Po kilku tygodniach mogłam już bez problemu znaleźć się w otoczeniu ludzi ale trzymałam się na uboczu. Czas spędzony z Carlisle mijał nam głównie na długich rozmowach podczas których dowiedziałam się więcej o wampirach i o jego życiu. Chciałam go nienawidzić, ale nie potrafiłam. Biła od niego dobroć i patrząc na moje cierpienie, cierpiał razem ze mną.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Lumi
Księżna
PostWysłany: Czw 18:44, 03 Gru 2009


Dołączył: 05 Lis 2007

Posty: 5570
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zewsząd! :)

Przeczytałam wszystko, to jest świetne Very Happy
Ja czekam na dalsze części, jeśli więcej napisałaś Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Elizabeth
Seeking Friend for the End of the World
PostWysłany: Czw 19:28, 03 Gru 2009


Dołączył: 09 Cze 2008

Posty: 12396
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Chelsea, zadam Ci pytanie.
Jeżeli Ty nie umiesz pisać, to ja przepraszam, ale kto umie? Very Happy
I absolutnie się nie zgadzam na to, żeby to było Twoje ostatnie FF.
Bardzo, bardzo mi się podoba. Nie mogę się doczekać, co będzie dalej.
Sama postać Elizabeth (Elizabeth! ;D ^^) mi się bardzo podoba. Zupełna anty - panienka, odważna i w ogóle. I wszystkie jej uczucia, i Charles, świetne. Tym bardziej, że pisane z jej punktu widzenia Very Happy
A Carlisle wyszedł Ci bardzo realistycznie, nie włożyłaś mu w usta kwestii, których by nie wypowiedział.
Jak dla mnie to masz kolejny talent Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Chelsea
FAN OF KEIRA & ORLANDO <333
PostWysłany: Czw 21:19, 03 Gru 2009


Dołączył: 24 Paź 2006

Posty: 9031
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Elizabethtown xDDD

oj wy to nadajecie sie do słodzenia ;D jesteście kochane:*
nie nie pisanie mi nie wychodzi ;D ale miło ze was to nie zanudziło ;D


Cytat:
9 kwietnia 1865 roku zakończyła się wojna. W Appomattox Cour House generał Robert Lee poddał swoją armię. W maju zaczęłam poszukiwania Charlesa. Wiedziałam, że nie zostanie w South Jasmine. Carlisle również mi pomagał, choć nie był pewny czy to dobra decyzja. Dowiedział się, że Charlie wyjechał do Springfield w Indianapolis. Od razu się tam udaliśmy. Na miejscu zaczęłam mieć wątpliwości. Zaczęłam sobie wmawiać, że może już się pogodził z moją śmiercią albo że nie powinnam go obciążać taką tajemnica. Jednak kiedy zobaczyłam go, wszystko to już nie miało znaczenia. Mimo, że miał 22 lata jego twarz wyglądała na znacznie starszą. Oczy też miał jak u starca. Widać, że cos go trapiło. Może były to skutki wojny, a może coś jeszcze...W tym samym momencie naszły mnie nowe wątpliwości. Jak mam mu to powiedzieć, jak pokazać że nadal żyję? Strasznie się bałam, że ucieknie i nie będzie chciał mnie znać. Nie miałam pojęcia jak to wszystko zrobić. Carlisle uznał, że trzeba zrobić to gdzieś daleko od miasta tak żeby było jak najmniej świadków. Postanowił także, że go porwie, bo nie mieliśmy lepszego pomysłu ściągnięcia go do nas.
Dzień był pochmurny, zapowiadało się na deszcz. Czekałam na małym wzniesieniu wokół którego z dwóch stron rozciągał się las. O wyznaczonej porze Carlisle przyprowadził go i po chwili zniknął w lesie. Charlie miał związane oczy i ręce. Nie krzyczał ani nie próbował uciekać. Tak jakby w ogóle nie interesowało go co się z nim zaraz stanie. Przez moment słyszałam tylko bicie jego serca. Nie oddychałam. Nie skrzywdziłam nikogo te tej pory ale przy nim chciałam jeszcze bardziej uważać.
-Spokojnie, nikt nie chce ci zrobić krzywdy. Inaczej byś się tu nie pojawił. Nie uwierzyłbyś,
Nie odpowiedział nic. Mój głos był teraz trochę inny i chyba go nie poznał.
-To co zobaczysz może cię przerazić, ale jestem tu naprawdę. Wszystko Ci wytłumaczę tylko mi zaufaj.
Nadal nic nie mówił.
-Nie mogłam Ci się wcześniej pokazać. Trwała wojna i nie chciałam ci nic zrobić.
-Charlie zdejmę ci teraz opaskę i rozwiąże cię. - dodałam.
Spojrzał na mnie, a jego oczy zrobiły się wielkie ze zdumienia. Stał cały czas nieruchomo. Nie mógł uwierzyć w to co widzi. Dla mnie to były najdłuższe sekundy jakie przeżyłam jako wampir.
-Charles to ja, Liz. Wiem, że wyglądam dziwnie, ale to naprawdę ja. Nie mogłam Ci wcześniej powiedzieć, że żyje.
-Twój głos, twarz... jesteś inna – patrzył nadal ze zdumieniem.
-Wiem, zmieniłam się, ale tylko fizycznie. Wszystko Ci wytłumaczę tylko musisz mi uwierzyć, bo ja sama mam z tym jeszcze problem.
Spojrzałam mu się głęboko w oczy i uśmiechnęłam się lekko. Zaczęły nachodzić mnie myśli,że to był błąd,że lepiej byłoby żeby nie widział co się ze mną stało. Nie miałam prawa wciągać go w to wszystko...
-Ten uśmiech...- pokręcił przecząco głową – To naprawdę Ty? Przecież to nie możliwe.
22 To ja. – moją twarz wykrzywił grymas. Charlie zawsze poznawał po nim, że się denerwuje.
Łzy stanęły mu w oczach.
- Liz! – powiedział i ruszył w moim kierunku. Przytulił mnie. Od razu się odsunęłam. Bałam się, że mu coś zrobię.
- Jesteś taka zimna i Twoje oczy nie są już zielone. Są złote.
- Bo tamtej Liz już nie ma. Przynajmniej fizycznie jak mówiłam. Muszę bardzo uważać, żeby panować nad sobą. Przepraszam, że się odsunęłam.
23 Krzywdy? O co chodzi? Co się stało?
24 Nie wiem czy mi uwierzysz, bo to historia jak z najgorszego koszmaru.
25 Jestem tu nadal Liz...- wiedziałam już, że mnie nie opuści.Zaczęłam naprawdę tego żałować.
Opowiedziałam mu dokładnie o mojej wyprawie do Georgetown i pomocy Carlisle. Ominęłam najważniejsze, to kim jestem. Nie potrafiłam tego wykrztusić. Mimo,że już widziałam że nie odwróci się ode mnie, nie ważne co usłyszy to jednak zdrowy rozsądek kazał mi milczeć.
27 Oszalałaś! Jak mogłaś się tak narażać? – krzyknął a potem zamilkł na chwilę.
28 To jeszcze nie koniec historii, prawda Liz?- Starałam się nie pokazywać nic po sobie ale on nawet z mojej kamiennej twarzy potrafił wszystko wyczytać. Za dobrze mnie znał.
29 Te wszystkie zmiany we mnie, w moim wyglądzie są spowodowane tym, że nie jestem już człowiekiem - spuściłam głowę - Jestem...- nie mogłam nadal tego z siebie wydusić.
30 Kim jesteś? - powiedział spokojnie. Jego serce nawet nie przyspieszyło.
31 Wampirem. Wiem, że brzmi to niedorzecznie, ale taka jest prawda.
32 Wampirem? - powtórzył. Stał spokojnie. Zamyślił się.
33 Charlie, ja wiem jak to brzmi. Sama w to nie wierzyłam, ale nie mogę zaprzeczać tym wszystkim zmianom.
34 Nie wiem co powiedzieć.- znowu się zamyślił na dłużej – Jeżeli to kim jesteś sprawiło, że żyjesz to reszta się dla mnie nie liczy.
Gdybym mogła rozpłakałabym się teraz. Ogarnęło mnie takie szczęście, że aż na chwile zapomniałam o wszystkim.
- Kocham Cię. Nawet nie wiesz jak się bałam Ci powiedzieć.- zapomniałam o całym zdrowym rozsądku, w tym momencie już się dla mnie nic nie liczyło. Tylko mój przyjaciel.
- Też cię kocham. Nie musisz się bać. Nigdzie się nie wybieram. Nie ucieknę... no jedynie jak będziesz chciała wyssać ze mnie krew - zaśmiał się.
42 Nie pije ludzkiej krwi, tylko zwierzęcą. Nie chcę być potworem. Muszę niestety jeszcze uważać.
43 Rozumiem.- powiedział z uśmiechem i zbliżył się do mnie.W ogóle się nie bał. Cały Charlie... - Tylko jak to teraz będzie wyglądać? Nie będziesz się starzeć prawda?
44 Nie, już zawsze będę taka. Nie będę mogła mieszkać z Tobą ani w pobliżu, bo co kilka lat musimy się przeprowadzać. Będę Cię jednak odwiedzać jak najczęściej się da. Coś wymyślimy.
45 Na pewno ode mnie nie uciekniesz, ale sporo się zmieniło... gdyby nie to, przeprowadzki nie byłby żadnym problemem. Teraz już nie jestem sam.
46 Tak?
47 Tak, mam córkę Elizabeth, ma pół roku. I narzeczoną.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Tak się cieszyłam jego szczęściem.
53 Jej matka nazywa się Emma. Poznałem ją jakieś półtora roku temu.
54 Tak się cieszę Charlie. W takim wypadku chyba będzie lepiej jak nie będę się często zjawiać...
55 Nie! – przerwał mi - Nie wygaduj głupot. Jestem tylko szczęśliwy jak mam was wszystkie. Jesteś moją bratnią duszą, Liz.Już nigdy nie chce Cie stracić. Na razie będziemy to ukrywać przed Emmą, z czasem jej wszystko wytłumaczymy.
56 Jesteś tego pewien? Nie chce narażać Twojej rodziny
57 Jestem pewien. Jesteś częścią mnie, i tak już na zawsze pozostanie.
58 Tak bym chciała żeby było jak kiedyś.
59 Ja też.Nigdy już tak nie będzie, ale jedno sie nie zmieni. Nasza przyjaźń.
Spędziliśmy kolejne kilka godzin na wzgórzu. Charlie opowiedział mi o wojnie i o Emmie. Poznał ją na początku 1963roku kiedy został ranny. Emma była pielęgniarką w jednym z obozowych szpitali. To dzięki niej zdołał przetrwać wojnę i wiadomość o mojej śmierci. Jednak nie udało się jej zapobiec zmianą w jakie w nim zaszły. Wojna wyczerpała go nie tylko fizycznie, ale zostawiła tez znaczny ślad w nim samym. Jeszcze przez jakiś czas będzie uczył się jak na nowo cieszyć się życiem. Jego córka urodziła się pod koniec 1964roku i dostała moje imię. Na pożegnanie przyrzekliśmy sobie, że nigdy się nie opuścimy.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Lumi
Księżna
PostWysłany: Czw 21:36, 03 Gru 2009


Dołączył: 05 Lis 2007

Posty: 5570
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zewsząd! :)

Jak to nie wychodzi? Ten temat jest niezbitym dowodem, że bardzo wychodzi Smile

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Chelsea
FAN OF KEIRA & ORLANDO <333
PostWysłany: Czw 21:40, 03 Gru 2009


Dołączył: 24 Paź 2006

Posty: 9031
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Elizabethtown xDDD

powiedzmy ze nie jest strasznie ;D
czym blizej konca to bedzie gorzej zapewne ;D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Muse.
Jedwab
PostWysłany: Pią 10:26, 04 Gru 2009


Dołączył: 05 Sie 2009

Posty: 4922
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: moulin rouge

Chelsea, nie wygaduj głupot Wink
Czy Ty jesteś polonistką Smile ? Czytając Twoje FF akcja mnie jakoś ... wciągnęła Wink
I mam nadzieję że masz tego więcej, więc wklejaj szybko a my sie zabieramy dalej do czytania Wink
I uwierz mi, ja sama bym takiego czegoś nie dała rady napisać Smile


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Chelsea
FAN OF KEIRA & ORLANDO <333
PostWysłany: Pią 16:11, 04 Gru 2009


Dołączył: 24 Paź 2006

Posty: 9031
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Elizabethtown xDDD

dałybyscie rade ;D

a i sorki za te cyferki zamiast "-" xDD nie zauwazyłam ze wklejąc tu mi tak zmieniło sie xD

Cytat:
Następne lata minęły mi głównie na odwiedzaniu Charlesa. Robiliśmy to bardzo ostrożnie tak, żeby nikt mnie nie widział. Emma była aktorką więc często jej nie było. Poznałam ją na ich ślubie. Piękna blondynka o niebieskich oczach. Nie zdziwiłam się, że zawróciła Charlesowi w głowie. Powiedział jej, że jestem kimś bliskim dla rodziny i na razie niech o nic nie pyta. Ufała mu. Ich córeczka była śliczna. Miała jasne włoski i brązowe oczka po tacie. Od razu ją pokochałam. W 1867 roku Charles kupił ranczo niedaleko Austin w Teksasie. Początkowo chciał kupić dom gdzieś na północy, ale powiedziałam mu, że i tak będę musiała się ukrywać. Chciałam, żeby spełnił nasze młodzieńcze marzenie o dwóch wielkich plantacjach w Teksasie. Kiedy mieliśmy 15 lat i odwiedziliśmy rodzinę w San Angelo zakochaliśmy się w tym stanie. Przypominał nam bardzo nasze rodzinne strony. Teraz chociaż Charlie mógł spełnić to marzenie. Ja z Carlisle po kilku latach mieszkania nad jeziorem Erie przenieśliśmy się do St. Cloud w Minnesocie. Przez cały ten czas nie poruszaliśmy nigdy z Charliem tematu o możliwości jego przemiany aż do wizyty w lutym 1873 roku.
Jak miałam to w zwyczaju pojawiłam się w nocy i zaczekałam aż Charles się obudzi. Tym razem nie było małej. Emma zabrała ją do swoich rodziców. Korzystając z pochmurnej pogody postanowiliśmy się wybrać na przejażdżkę. Oboje uwielbialiśmy to. Początkowo musiałam przez wiele czasu oswajać ze sobą konia, ponieważ zwierzęta o wiele lepiej wyczuwały niebezpieczeństwo. Jechaliśmy wzdłuż małej rzeczki, która ciągnęła się przez ranczo, żeby wyjechać na wielką piaszczystą polanę, porośniętą miejscami suchą trawą. W oddali było widać wielkie kamienne bloki skał. Ogromna przestrzeń zapierała dech w piersiach. Powietrze dochodziło do nas z każdej strony. Można było się tu poczuć jakby poza czasem. Zeszliśmy z koni i usiedliśmy na kamieniach. Siedzieliśmy dłuższą chwilę w milczeniu.
-Liz - odezwał się Charlie - Ostatnio dużo o tym myślałem. Praktycznie nie mogłem skupić się na niczym innym.
-O co chodzi?
-Myślałaś kiedyś o tym, żebym stał się tak jak Ty?
-Charlie.. proszę...
-Przestań Liz. To nie jest zły pomysł. Przecież nadal mógłbym żyć z Emmą i małą... a może nawet potem i ona chciałaby się zmienić...
-Charlie! – Czy Ty słyszysz co mówisz? Emma nawet nie wie o mnie, a miałaby chcieć stać się potworem.
-Nie jesteś potworem! I myślę, żeby się zgodziła. Byłaby zawsze młoda i piękna i mogłaby....
-I nie mogłaby już być aktorką. Zbyt wielu ludzi by ją znało.
-Nawet jeśli by nie chciała to przecież ja mogę.
-Mógłbyś patrzeć na ich śmierć, żeby żyć wiecznie ze mną?
-A ty możesz patrzeć jak ja się starzeje? Mam już 30 lat.
-Charlie to nie to samo. Masz córeczkę i żonę. To one są twoim życiem. Nie mogłabym tego zrobić.
-A Ty jesteś moim najlepszym przyjacielem. Ogromną częścią mojego życia.
-Nawet nie wiesz jak bardzo bym chciała, żebyś zawsze był u mojego boku, ale los chciał inaczej. To ja będę z Tobą do końca Twojego życia. Mi to już nie będzie dane.
-Przemyś to.. Ja naprawdę bym tego chciał. Wiem, że to strasznie egoistyczne., ale czuje się rozdarty...
-Nie, Charlie. Pogodziłam się już tą myślą. Gdybyś nie miał rodziny to może bym się zgodziła, ale ty masz dla kogo żyć.
-Liz, boję się o Ciebie. Ja sobie nie wyobrażam życia bez ciebie. Dobrze pamiętam jak się czułem kiedy myślałem, że straciłem Cię już na zawsze...Dzieki Emmie może miałbym sile żyć, ale byłbym pusty w środku....
-Poradzę sobie -przerwałam mu.Wstałam bardzo szybko i wskoczyłam na konia. Nie chciałam żeby widział moją twarz. Wiedziałby, że wcale nie jestem tego taka pewna.Zresztą jakbym mogła. Każdego dnia nie mogłam się pogodzić z tym kim jestem, a za jakiś czas miałam zmagać się z tym uczuciem sama. Bez jedynej osoby, która trzymała mnie przy moim dawnym życiu. Czas płynął tak szybko, ale nie dla mnie.
-Zaczekaj! - nie był zadowolony. Nie mogłam mu jednak pozwolić na to,żeby dalej poruszał ten temat, Było to zbyt ciężkie dla mnie.
-Hmm.... może się pościgamy ? -nic nie odpowiedział.
Nie wracaliśmy już od tej pory do tego tematu. Resztę mojej wizyty spędziliśmy na długich rozmowach i wycieczkach po okolicy . Staraliśmy się żeby było tak jak za dawnych czasów. Charlie uparł się żebyśmy pojechali do miasta zrobić sobie zdjęcie. Od teraz chciał je robić co kilka lat.
Dzień wcześniej niż planowała, wróciła Emma. Postanowiłam z Charliem, że dłużej nie możemy tego ukrywać. Charles opowiedział jej moją historię, pokazał nasze zdjęcie jeszcze sprzed wojny, żeby uświadomić jej, że to o mnie tyle zawsze opowiadał. Starał się mówić tylko najważniejsze rzeczy, żeby jej nie przerazić. Początkowo nie mogła w to uwierzyć, ale kiedy pokazałam jej jaka jestem szybka i silna nie mogła już zaprzeczać. Z uwagi na Charliego i na to, że mu ufała bezgranicznie, nie pytała się już o nic.Początkowo trzymała dystans co było zrozumiałe. Ja na jej miejscu odrazu bym uciekła, nie czekając na żadne wyjaśnienia. Od teraz mogłam odwiedzać ich kiedy tylko chciałam. Robiłam to naprawdę często. Także oni odwiedzali mnie i Carlisle.
Minął kolejny rok. Z Emmą zaczęłyśmy się zaprzyjaźniać, co bardzo cieszyło Charliego. Nie miała nic przeciwko temu ze spędzaliśmy prawie całe dnie ze sobą, podczas każdej mojej wizyty. Wszystko zaczęło się układać. Charliemu nawet coraz mniej przeszkadzało noszenie go na plecach kiedy przebywaliśmy wiele kilometrów wzdłuż całego stanu. Chociaż starał się ograniczać te chwile do minimum.Bawiło mnie to bardzo.Strasznie nie lubił okazywać, że jest słabszy ode mnie. Kiedyś było zupełnie inaczej. Jako małe dzieci zawsze chodziliśmy z jakimiś obrażeniami. Mieliśmy zawsze wyrównane szanse nawet mimo tego,że była dziewczyną.Lubiliśmy wspominać te czasy kiedy wszystko było takie proste. W takich chwilach zapominałam o tym kim jestem.
Jednego wieczoru wybraliśmy się z Charliem na jeden z naszych długich spacerów. Oddaliliśmy się znacznie od rancho, na którym została Emma i Carlisle. Wieczór był bardzo ciepły. Przez drzewa świeciło jeszcze lekko zachodzące już słońce. Charles lubił patrzeć jak moja cera mieni się w nim milionem małych diamentów. Ja unikałam takich momentów jak tylko mogłam. Chciałam być jak najbardziej podoba do niego. Kiedy zawróciliśmy znacznie się już ściemniło.Wracaliśmy tę samą trasą co zawsze. Jednak coś było nie tak, tak przynajmniej mi sie wydawało.Nagle zawiał mocniejszy wiatr z północy. Już wiedziałam co mnie zaniepokoiło. Ktoś się zbliżał i na pewno nie był to człowiek. Było ich dwóch. Przemieszczali się bardzo szybko.Było już jednak za późno na ucieczkę. Nie znałam ich intencji.Zapewne wyczuli zapach człowieka.
-Charles ! stań za mną.
-Co się stało?
-Będziemy mieli towarzystwo. - nie musiał pytać. Wiedział o co chodzi. Widział to po mojej reakcji.
Za drzew wyłoniły się dwa wampiry o szkarłatnych oczach. A więc polowali na ludzi.Z przodu szła młoda kobieta. Miała proste blond włosy i anielską, słodką twarz. Jej towarzysz,był mężczyzną mniej więcej w jej wieku. Miał ciemnie długie włosy,związane w kitkę. Zachowywał się dziwnie. W jego oczach było widać szał. Oznaczał to tylko jedno. Był nowonarodzonym wampirem. Zaczęłam analizować jakie mam szanse. Dwa wampiry, w tym jeden nowonarodzony który był silniejszy od swojej towarzyszki i ode mnie. Był jeszcze Charles którego musiałam chronić. Wiedziałam ze nie mogę go odstąpić ani na krok.
-Witam- odezwała się blond włosa wampirzyca. - Jestem Margaret. A to jest George. - miała melodyjny głos,ale dało sie w nim wyczuć wrogość i ironie, co zupełnie nie pasowało to jej słodkiej twarzy.
-Witam. Elizabeth...
-A twój... towarzysz? - przeszyła Charles wzorkiem. Gdyby mogła odrazu by się na niego rzuciła.
-Charles.
-Rozumiem... hmm... że przyprowadziłaś go dla siebie... choć... twoje oczy.... Interesujące. - mówiła jakby raczej myślała na głos niż prowadziła ze mną rozmowę. Wiedziałam już ze coś muszę wymysleć. Jak uciec? jak ich pokonać? Jak uratować Charlesa?. Takiej chwili zawsze się bałam. Starałam się być bardzo ostrożna... a jednak naraziłam na śmierć najbardziej ukochaną mi osobę.
-Myślę ze on bardziej się nam przyda niż Tobie moja przyjaciółko. - uśmiechnęła się szeroko jakby właśnie coś wygrała. Jej towarzysz stał niecierpliwie za nią.
-Myślę ze jesteś w błędzie.- starałam się mówić normalnie, nie okazując żadnego strachu.
- A więc tak...No niestety... szkoda takiej pięknej wampirzycy.
Nie minęła nawet sekunda, a Margaret doskoczyła do mojego boku chcą złapać Charles. Za nią skoczył jej towarzysz. Jedną ręką odepchnęłam ją z taką siłą, że na kilka sekund zniknęła mi z pola widzenia. W tej samej chwili , w której George złapał Charlesa ja przesunęła się kilka kroków w bok łapiąc go za szyje i łamiąc mu kark. Przyszło mi to z taką łatwością... wiedziałam,że jestem silna... ale przekraczało to wszelkie wyobrażenia. Obróciłam się do Charliego,wciągając go sobie na plecy.W tym samym monecie poczułam silne pchnięcie. Charlie nie utrzymał się i przeleciał jakieś 15 metrów uderzając w drzewo, spadł na kamienistą drogę. Nie zważając już na nic,podbiegałam do zbliżającej się do Charlesa, Margaret. Poczułam krew.Złapałam ją w pasie. Miażdżąc jej wszystkie kości wraz z kręgosłupem. W tej samej sekundzie,puszczając jedną rękę połamanego ciała Margaret złapałam w ostatniej chwili George który nie mógł się już opanować czując krew. Wiedziałam co muszę zrobić. Po kilku sekundach szczątki oby wampirów leżały rozrzucone w promieniu kilku kilometrów. Wiedziałam,że potem będę musiała je spalić.
Podbiegłam do Charlesa,zastanawiając sie w tej samej sekundzie jakim cudem pokonałam sama dwa wampiry. Przecież to było niemożliwe. Ale to było już nieważne kiedy go zobaczyłam. Był na wpół przytomny. Musiał mieć połamane większość kości od upadku. Jego głowa krwawiła.
-Charles ! Charles ! Słyszysz mnie?
-Nic ci nie jest?- wykrztusił
-oszalałeś? pytasz mnie czy nic mi nie jest? Charlie muszę cie stąd zabrać jak najszybciej do Carlisle.
-Nie... Liz. Nie dam rady. Nie mogę.
- Ja dam rade.- Chciałam go podnieść, ale sprawiło mu to wiele bólu,usłyszałam jak kolejne kości się łamią.
-Liz... musisz....
-Nic nie musze. Zabiorę cie stad. wszystko będzie ok.
-Proszę... Ja chce tego !
-Nie. Mówię ci,że nie. - moja głowa nagle stała się pełna. jakby nie było w niej już więcej na nic miejsca. Nie mogłam dopuścić żeby umarł.
-Charles? - nagle stracił przytomność. Słyszałam jak jego serce bije coraz słabiej. Czułam krew. Zaczęłam się zastanawiać... może takie było jego przeznaczenie. Stać się wampirem jak ja? przecież nie mogę mu pozwolić umrzeć. Na to nie mogę pozwolić nie ważne jakim kosztem.Czy naprawdę miałam skazać go na taki los, los którego nigdy nie chciałabym dla siebie....?Nachyliłam się ku jego twarzy. Musiałam ...tak musiałam to zrobić. Nie miałam przecież wyjścia. Moja usta zbliżyły się do jego szyi ...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Chelsea dnia Pią 16:29, 04 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Elizabeth
Seeking Friend for the End of the World
PostWysłany: Pią 22:00, 04 Gru 2009


Dołączył: 09 Cze 2008

Posty: 12396
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

W najlepszym, albo i najgorszym momencie to zakończyłaś Very Happy
I nie wmawiaj nam, że nie umiesz pisać, bo umiesz.
Wciąga mnie to coraz bardziej, nie mogę się doczekać, co dalej będzie.
Mam nadzieję, że masz tego wieeelki zapas xD


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Chelsea
FAN OF KEIRA & ORLANDO <333
PostWysłany: Pią 22:17, 04 Gru 2009


Dołączył: 24 Paź 2006

Posty: 9031
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Elizabethtown xDDD

no mam jeszcze tak tylko z 3 takie częsci xDD
a specjalnie wam zakonczyłam tan fragment w takim miejscu xDD


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum dla fanów Keiry Knightley Strona Główna -> Wasza twórczość / Biblioteka Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
Strona 1 z 7

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo

Bearshare


Regulamin