Autor Wiadomość
Miguelprado_79
PostWysłany: Śro 21:48, 25 Cze 2014    Temat postu:

Very HappyVery HappyVery Happy
Qpnkwxk93
PostWysłany: Wto 11:54, 03 Cze 2014    Temat postu:

tak srednio misie podobalo
Uskncaip_41
PostWysłany: Nie 23:53, 23 Lut 2014    Temat postu:

dobry Smile
Sylwuska586
PostWysłany: Wto 20:21, 29 Maj 2012    Temat postu:

Elizabeth napisał:
Co do tego, że metody Junga nie odzwierciedlały metod Freuda, ośmielę się z tym częściowo nie zgodzić; nie wiem co prawda, jak to wyglądało w późniejszym okresie, ale Freud na początku swojej psychiatrycznej kariery leczył dokładnie tak, jak Jung - rozmową. Jedyna różnica polegała na tym, że pożytkował się przy tym hipnozą - a, jeśli czegoś nie przegapiłam, Sabina nie była jej poddawana. Podsumuję to tak - moim zdaniem powinien powstać zupełnie odrębny film z Viggo z roli głównej, który opowiadałby o Freudzie. Koczowałabym w kinie na tydzień przed premierą.


Wydaje mi się, że nie do końca zrozumiałaś moją wypowiedź. Napisałam w niej, że Jung nie odzwierciedlał metod Freuda, choć nimi leczył (i nie, nie chodziło mi o hipnozę i bardziej... hmm... techniczną stronę). Miałam na myśli przede wszystkim to, że każda rozmowa wygląda inaczej. Freud był całkowicie inną osobowością od Junga i wydaje mi się, że w podobnym przypadku pacjentki, zadawał by jej odmienne pytania niż Jung Sabinie. I właśnie tego mi brakowało - przedstawienia sposobu myślenia w takich sytuacjach. Przecież mogli taką scenę wpleść w fabułę, w końcu film nie był taki długi jak już o tym wcześniej wspomniałam.

Co do pomysłu filmu o Freudzie to coś czuję, że Viggo mógłby nie przyjąć te roli powtórnie. W końcu za pierwszym razem odrzucił tę rolę w ''Niebezpiecznej metodzie'', i dopiero udział Keiry i Michaela go przekonały do przyjęcia tej propozycji, więc czemu miałby zagrać w innym dziele poświęconym temu uczonemu?

Elizabeth napisał:
Żeby nazwać rzeczy po imieniu, szlag mnie trafił, kiedy Sabina spotkała się z Jungiem i razem tworzyli genialny psychologiczny duet, ale po trzech minutach musieli skończyć w łóżku i praktykować jej sadomasochistyczne dewiacje. Po prostu szlag mnie trafił.


Wiem, to było irytujące (aż przypomina mi się wątek miłosny z ,,Londyńskiego bulwaru'', gdzie po 2 scenach główni bohaterzy się w sobie zakochują, a później idą do łóżka i .... na tym koniec ich miłosnej historii ;/) tym bardziej, że ani Keira ani Fassbender nie poradzi sobie z tymi erotycznymi scenami. Jak dla mnie byli nieprzekonywujący w tych scenach; w ogóle nie widziałam przyjemności malującej się na twarzy Sabiny... On po prostu bił ją tym pasem i tyle... Z drugiej strony, domyślam się, że takie sceny musiały być bardzo stresujące (w końcu Keira sama o tym opowiadała). W takim razie dlaczego się one tak szybko pojawiły?

Elizabeth napisał:
Wracając jeszcze do relacji Sabina-Jung, wątek miłosny strasznie mnie drażnił, ale to wyłącznie wina Junga. Moim zdaniem zachowywał się nieetycznie jako człowiek - jako lekarz skandalicznie; nie dość, że podsycał w niej chore upodobania tłukąc ją czym popadnie przy pierwszej lepszej okazji, to jeszcze uparcie wypierał się romansu, grając porządnego i prostolinijnego męża; zakończył ten związek, po czym błagał ją, żeby nie jechała do Wiednia i jęczał przed nią na kolanach; szczytem wszystkiego była ostatnia scena, kiedy stwierdził, że dziecko, którego oczekiwała ze swoim mężem, powinno być jego (skoro już przy tym jestem, genialne było, kiedy Sabina kazała mu opisać jego nową kochankę i skwitowała to "Ale ona wcale nie przypomina mnie", czy coś w tym stylu Very Happy)


A ja jestem w pewnym stopniu zdolna zrozumieć pobudki Junga, choć nie oznacza to, że je popieram. Spójrz na to z tej strony... Jung to mężczyzna, który przez prawie całe swoje życie kierował się moralnością i z góry przyjętymi zasadami, które towarzystwo uważało za ,,zgodne z postępowaniem każdego przyzwoitego człowieka'', choć oni sami, hipokryci, potrafili utrzymywać kochanki/kochanków (ale to już odmienny temat). I nagle w jego uporządkowane, konformistyczne życie oraz wiejące nudą małżeństwo wkracza Sabina - chora, intrygująca kobieta, której musi pomóc. Spielrein oraz jej zgoła odmienne spojrzenie na świat, które zna, intryguje oraz zachęca go na tyle, że ulega pożądaniu i zwykłej ciekawości (zapewne masochistyczne pobudki Sabiny bardzo ułatwiły mu podjęcie decyzji, nie mówiąc już o tym, że towarzystwo Ottona potęgowało zagłuszenie sumienia i zdrowego rozsądku). Jung najzwyczajniej w świecie uległ na początku pożądaniu. I kto go na dłuższą metę może za to winić? Na pewno nie Freud ze swoją teorią Very Happy Dobra, a teraz trochę bardziej na serio: Nad Jungiem początkowo zwyciężyła namiętność i zwyciężała nad nim za każdym razem, gdy chciał zerwać z Sabiną. Uległ niższym emocjom - i tyle. Dlatego ukrywał swój związek z Sabiną przed żoną, towarzystwem i Freudem. Wypierał się tego, nawet, gdy już kochał Sabinę, bo nie takie zasady rządziły jego światem, choć skrycie było inaczej (przez nie takie zasady mam na myśli nieetyczne zachowanie, o którym wspomniałaś). Poza tym, wiesz co by się stało, gdyby wszyscy dowiedzieli by się o jego romansie z pacjentką? Nie tylko straciłby żonę, jej pieniądze oraz reputację, ale także prace. Czy naprawdę można go winić za to, że chciał uchronić siebie? Owszem, było to z jego strony złe i egoistyczne, ponieważ ranił nie tylko Sabinę, ale także najbliższych, którzy nie wiedzieli o jego romansie, ale jest to całkowicie zrozumiałe. Czy to było nieetyczne? Tak. Ale niezrozumiałe? Nie.

Co do jego podsycań jej preferencji seksualnych to się z tym nie zgadzam. Jung w dużej mierze pomógł Sabinie zapanować nad jej seksualnymi pragnieniami i lękami związanymi z postępowaniem ojca, ale nie oznaczało to, że robił coś złego dając upust jej fantazjom w łóżku. Dopóki jej nie ranił emocjonalnie i fizycznie to uważam, że nie robił nic złego. A tak na pewno się nie stało, ponieważ zauważyłby jakieś zmiany w psychice i zachowaniu Spielrein po ich ,,łóżkowych sesjach''.

Elizabeth napisał:
Tu będę polemizować; Jung, moim zdaniem, nie był nudny, tylko cholernie wkurzający. Jeśli chodzi o jego żonę, to ja odebrałam ją jako intrygującą - szczególnie patrząc przez pryzmat ich związku. Po pierwsze, jak pokazała ostatnia scena, od początku do końca zdawała sobie sprawę z tego, że jej mąż miał i ma kochanki na boku - co więcej, uważała, że to Sabina, a nie ona, jest mu w stanie jakoś pomóc. Po drugie, o ile dobrze pamiętam, to ona zarezerwowała Jungowi na statku miejsce w pierwszej klasie, jakby to nie on był załatwiającym własne podróże mężczyzną w tym związku. Co nią kierowało? Dlaczego po prostu go nie zostawiła? Nie, Emmie Jung daleko było do bezbarwności.


Dla mnie Jung oraz Emma byli bardzo nudną parą, a osobno nie prezentowali się wcale lepiej. Jak dla mnie byli typowym małżeństwem, którym zapanowała rutyna. Wciągnęli się w to aż do tego stopnia, aż sami stali się przewidywalni oraz mało pociągający. I ja to widziałam na ekranie. Widziałam nudność ich postaci, które bez bodźca od innych osób nie robiły zupełnie NIC ciekawego (Jung podjął decyzję romansowania z Sabiną za sprawą jej samej i Ottona; a Emma... cóż Emma zarezerwowała swojemu mężowi bilety pierwszej klasy z jednej, prostej przyczyny. Sama pochodziła z wyższej klasy i miała na tyle pieniędzy, by tak, a nie inaczej załatwić sprawę. To był dla niej odruch. Bo czy ktoś kto jest bogaty od bardzo wielu lat nie ma po prostu odruchu, że najczęściej kupuje same najlepsze i najdroższe rzeczy? Ja akurat w tym działaniu nie doszukiwałabym się żadnego symbolu, a już na pewno nie tego, że Emma była ciekawą postacią).
Elizabeth
PostWysłany: Pon 22:30, 21 Maj 2012    Temat postu:

Sylwuska586 napisał:

Film, niestety, jako całość mnie rozczarował. Po samym opisie historii oraz trailerze, spodziewałam się innego poprowadzenia historii, w której, jak na film biograficzny o Jungu i Freudzie, było, przynajmniej jak dla mnie, zbyt mało scen, w których ukazane by były ich metody leczenia. Niestety, nie poznaliśmy też, poza Sabiną, innych pacjentów Junga, nie wspominając już o Freudzie, który w tej materii został całkowicie pominięty, czego żałuję, bo porównując obie te postacie o wiele bardziej chciałabym zobaczyć metody leczenia tego drugiego pana (Tak, pamiętam, że Sabina była leczona metodą wymyśloną przez Freuda, co nie zmienia faktu, iż nie dane nam było zobaczyć tego uczonego podczas rozmów z pacjentami. A sceny, w których Jung wykorzystuje metody swojego kolegi po fachu, nie odzwierciedlają, jak dla mnie, w pełni metod Freuda). Wiem, że takie sceny mogłyby spowolnić akcję oraz przedłużyć film, ale, biorąc pod uwagę ile minut on trwał, myślę że mądrze wykorzystane piętnaście lub dziesięć minut nie wynudziłyby widza; wręcz przeciwnie, sądzę, że dla fanów historii życia tych dwóch uczonych, była by to nie lada gratka. Poza tym film byłby dla mnie jeszcze bardziej realistyczny, choć w tej materii nie można mu nic zarzucić.


Hm, z jednej strony się z Tobą zgadzam, z drugiej strony nie. Żałuję, że film całkowicie pomijał innych pacjentów Junga, których przecież musiał mieć sporo ze względu na pracę w szpitalu (jeśli coś przekręcam, to przepraszam i proszę o korektę; od listopada minęło dużo czasu) i jest mi niewymownie przykro, że nie było więcej Freuda, bo z dziką przyjemnością zobaczyłabym go w akcji, ale jestem w stanie zrozumieć, czemu ich zabrakło. Niestety to Jung, nie Freud, był postacią pierwszoplanową; film nie miał stanowić szczegółowego zapisu kariery tych dwóch, tylko krótkiego epizodu z Sabiną. Co do tego, że metody Junga nie odzwierciedlały metod Freuda, ośmielę się z tym częściowo nie zgodzić; nie wiem co prawda, jak to wyglądało w późniejszym okresie, ale Freud na początku swojej psychiatrycznej kariery leczył dokładnie tak, jak Jung - rozmową. Jedyna różnica polegała na tym, że pożytkował się przy tym hipnozą - a, jeśli czegoś nie przegapiłam, Sabina nie była jej poddawana. Podsumuję to tak - moim zdaniem powinien powstać zupełnie odrębny film z Viggo z roli głównej, który opowiadałby o Freudzie. Koczowałabym w kinie na tydzień przed premierą.

Sylwuska586 napisał:

Z kolei wątek Sabiny oraz Carla, według mnie, był dobrze poprowadzony. Ich historia miłosna zbytnio mnie nie zainteresowała, ale ich relacje na liniach pacjent – lekarz oraz mentor – uczennica (chodzi mi, oczywiście, o naukę w kwestii psychologii. I to jeszcze na początkowym etapie, gdy Jung był dla Spielrein autorytetem) były dość intrygujące i zostały bardzo ciekawie przedstawione, choć trochę ubolewam nad tym, że Cronenberg tak szybko przedstawił nam tę drugą relację, nie ukazując widzowi więcej scen Sabiny jako pacjentki oraz jej sesji z Jungiem.


Żeby nazwać rzeczy po imieniu, szlag mnie trafił, kiedy Sabina spotkała się z Jungiem i razem tworzyli genialny psychologiczny duet, ale po trzech minutach musieli skończyć w łóżku i praktykować jej sadomasochistyczne dewiacje. Po prostu szlag mnie trafił. Zrekompensowało mi to nieco późniejsze spotkanie Sabiny z Freudem i jego "Jesteśmy Żydami, panno Spielrein. Nie możemy ufać Aryjczykom", ale tylko nieco. Wracając jeszcze do relacji Sabina-Jung, wątek miłosny strasznie mnie drażnił, ale to wyłącznie wina Junga. Moim zdaniem zachowywał się nieetycznie jako człowiek - jako lekarz skandalicznie; nie dość, że podsycał w niej chore upodobania tłukąc ją czym popadnie przy pierwszej lepszej okazji, to jeszcze uparcie wypierał się romansu, grając porządnego i prostolinijnego męża; zakończył ten związek, po czym błagał ją, żeby nie jechała do Wiednia i jęczał przed nią na kolanach;
szczytem wszystkiego była ostatnia scena, kiedy stwierdził, że dziecko, którego oczekiwała ze swoim mężem, powinno być jego (skoro już przy tym jestem, genialne było, kiedy Sabina kazała mu opisać jego nową kochankę i skwitowała to "Ale ona wcale nie przypomina mnie", czy coś w tym stylu Very Happy)

Sylwuska586 napisał:
Biel jest symbolem niewinności, czystości, a, jak już wspomniała Elizabeth, wyobrażenie Spielrein o własnej osobie, było całkowicie odmienne. Wątpliwe, przynajmniej dla mnie, było to, aby po terapii Sabina aż tak drastycznie zmieniła zdanie o sobie. Ona w pewien sposób zawsze była by odrażająca i nieczysta, przynajmniej dla samej siebie. Owszem, mogła pogodzić się z faktem, iż podnieca ją ból oraz upokorzenie, ale przez pewien czas te fizyczną rozkosz, podniecenie wywoływał jej ojciec, bo w końcu to on zadawał ten ból.
Czy ten fakt nie powinien do końca jej życia kształtować jej stosunku do samej siebie? A może my z Elizabeth zwracamy uwagę na błahostki i za bardzo zgłębiamy się w szczegóły tego filmu?


Wydaje mi się, że to wcale nie jest czepianie się, tylko uzasadniona krytyka - szczególnie biorąc pod uwagę symboliczne znaczenie bieli. Poza tym, zgadzam się, że tego typu rany zostają w człowieku na zawsze bez względu na wszystko, i nieważne jak bardzo skuteczna była freudowska psychoanaliza w rękach Junga, ona nigdy do końca nie uwolniła się od choroby i poczucia nieczystości.

Sylwuska586 napisał:
Pierwszą rzeczą, na którą chciałabym jeszcze zwrócić uwagę, jest relacja Junga i Freuda, której przedstawienie bardzo, ale to bardzo mi się podobało. Wielkie brawa dla Viggo, który świetnie spisał się w tej roli. Idealnie oddał tajemniczość Freuda, który z pozoru wydawał się bardzo oschły, a przy bliższym poznaniu widać było, że jest oddanym i lojalnym przyjacielem. Dla mnie Sigmund był w tym filmie kimś w rodzaju enigmy. Zawsze wokół tej postaci był ciut niepewności i tajemniczości. Szczerze, to do tej pory nie do końca wiem, czy Freud był tak oddanym przyjacielem, którego tylko kłamstwa i rozczarowania mogły zmusić do zaprzestania przyjaźni, czy był to wynik nowych badań Junga, który chciał wprowadzić do teorii swego mentora mistycyzm, którym Freud pogardzał. Pewnie po części oba te czynniki miały wpływ na zerwanie ich przyjaźni, choć nie chce mi się do końca wierzyć, pomimo dystansu, jaki wokół siebie stwarzał Freud, iż chciałby on tak bezwzględnie wykorzystać Junga jako następcę, który przejmie po nim schedę.


Freud chyba na zawsze pozostanie tajemnicą, i to jest w nim najbardziej interesujące. W każdym razie nie ulega wątpliwości, że rola Viggo była wybitna, a za każdym razem, kiedy pojawiał się na ekranie, od razu robiło się weselej:

Sylwuska586 napisał:

gdy Freud i Jung omawiali sny tego drugiego (ta scena na statku była wprost genialna i mega klimatyczna), scena przy stole, gdy Jung nakłada sobie ogromną porcję jedzenia i miny rodziny Freuda Laughing) .


Dokładnie o tym mówię.

Sylwuska586 napisał:

Co do Junga to muszę, niestety, przyznać, iż była to najbezbarwniejsza postać w całym filmie (tuż obok swojej uroczej żonki – Emmy).


Tu będę polemizować; Jung, moim zdaniem, nie był nudny, tylko cholernie wkurzający. Jeśli chodzi o jego żonę, to ja odebrałam ją jako intrygującą - szczególnie patrząc przez pryzmat ich związku. Po pierwsze, jak pokazała ostatnia scena, od początku do końca zdawała sobie sprawę z tego, że jej mąż miał i ma kochanki na boku - co więcej, uważała, że to Sabina, a nie ona, jest mu w stanie jakoś pomóc. Po drugie, o ile dobrze pamiętam, to ona zarezerwowała Jungowi na statku miejsce w pierwszej klasie, jakby to nie on był załatwiającym własne podróże mężczyzną w tym związku. Co nią kierowało? Dlaczego po prostu go nie zostawiła? Nie, Emmie Jung daleko było do bezbarwności.

Sylwuska586 napisał:

Nie, nie widziałam nigdy chorej osoby, która cierpiała by na przypadłość taką jak Sabina; nie, nie czytałam zapisów, które mówiłyby, co Jung pisał o własnej pacjentce. Mogę jedynie powiedzieć o moich odczuciach, a dla mnie drżenie ust oraz rąk Keiry, jej wystraszony wzrok, skulona postać oraz bardzo niski ton głosu (Zauważcie, że na początku filmu Keira mówi bardzo ''twardo'') zrobiły na mnie o wiele większe wrażenie niż te zabiegi ze szczęką. Co więcej ta szczęka jak dla mnie zabiła momentum scen, gdy Spielrein była chora. I tu, niestety, muszę się zgodzić z negatywnymi opiniami na ten temat. Szkoda, bo miałam nadzieję, że to będzie naprawdę bardzo dobra rola Keiry, a skończyło się jedynie na ''ocenie dobrej''.


Oczywiście, że jakość jej roli nie może być mierzona w drganiach szczęki - to reszta czynników, o których wspomniałaś, a do których ja dodam niezdolność składnego wypowiedzenia zdania, dławienie się własnymi słowami, spazmy całego ciała i beznadziejne usiłowanie zapanowania nad nimi, była tak naprawdę najbardziej miażdżąca.

Jeśli mam zrobić własne podsumowanie, powiedziałabym tak - dla miłośników Viggo, Keiry, Freuda i psychoanalizy to seans obowiązkowy Wink

Jeszcze jedno - wspomniałaś o muzyce jako plusie. Osobiście wcale jej w filmie nie słyszałam, co raczej nie oznacza nic dobrego - za to temat przewodni, przyznaję, brzmi świetnie.
Sylwuska586
PostWysłany: Czw 19:07, 17 Maj 2012    Temat postu:

Przepraszam za post pod postem, ale w końcu, po bardzo długim czasie, obejrzałam Niebezpieczną Metodę, więc postanowiłam napisać parę słów od siebie, przy okazji odnosząc się do dyskusji Elizabeth i Chrisa. Oczywiście, w mojej wypowiedzi nie obejdzie się bez SPOILERÓW, więc osoby, które nie widziały filmu, czytają to na własną odpowiedzialność Very Happy

Zanim zacznę, napiszę tylko tyle, że do samej roli Keiry oraz kreacji innych aktorów odniosę się później; na początku skupię się bardziej na moich odczuciach odnośnie całego filmu, a także postaci.

Film, niestety, jako całość mnie rozczarował. Po samym opisie historii oraz trailerze, spodziewałam się innego poprowadzenia historii, w której, jak na film biograficzny o Jungu i Freudzie, było, przynajmniej jak dla mnie, zbyt mało scen, w których ukazane by były ich metody leczenia. Niestety, nie poznaliśmy też, poza Sabiną, innych pacjentów Junga, nie wspominając już o Freudzie, który w tej materii został całkowicie pominięty, czego żałuję, bo porównując obie te postacie o wiele bardziej chciałabym zobaczyć metody leczenia tego drugiego pana (Tak, pamiętam, że Sabina była leczona metodą wymyśloną przez Freuda, co nie zmienia faktu, iż nie dane nam było zobaczyć tego uczonego podczas rozmów z pacjentami. A sceny, w których Jung wykorzystuje metody swojego kolegi po fachu, nie odzwierciedlają, jak dla mnie, w pełni metod Freuda). Wiem, że takie sceny mogłyby spowolnić akcję oraz przedłużyć film, ale, biorąc pod uwagę ile minut on trwał, myślę że mądrze wykorzystane piętnaście lub dziesięć minut nie wynudziłyby widza; wręcz przeciwnie, sądzę, że dla fanów historii życia tych dwóch uczonych, była by to nie lada gratka. Poza tym film byłby dla mnie jeszcze bardziej realistyczny, choć w tej materii nie można mu nic zarzucić.

Z kolei wątek Sabiny oraz Carla, według mnie, był dobrze poprowadzony. Ich historia miłosna zbytnio mnie nie zainteresowała, ale ich relacje na liniach pacjent – lekarz oraz mentor – uczennica (chodzi mi, oczywiście, o naukę w kwestii psychologii. I to jeszcze na początkowym etapie, gdy Jung był dla Spielrein autorytetem) były dość intrygujące i zostały bardzo ciekawie przedstawione, choć trochę ubolewam nad tym, że Cronenberg tak szybko przedstawił nam tę drugą relację, nie ukazując widzowi więcej scen Sabiny jako pacjentki oraz jej sesji z Jungiem. Swoją drogą, chyba właśnie podczas tych rozmów Keira mogła najbardziej wykazać się kunsztem aktorskim, bo reszta scen nie dawała jej takiego dużego pola do popisu. Według mnie Keira nie wykorzystała w pełni scen, w których grała chorą osobę, ale o tym później.

Skoro już jestem przy samej historii życia Sabiny oraz tej postaci, muszę wspomnieć o jednym fakcie, który ,,rzucił mi się w oczy''. O tej kwestii wspomniała już Elizabeth w swojej wypowiedzi, więc pozwolę ją sobie zacytować:

Elizabeth napisał:
Poza tym, muszę powiedzieć, że zupełnie nie wyszło im ubranie Sabiny w stroje odzwierciedlające jej stosunek do samej siebie - że była odrażająca, brudna i nie do odratowania - bo, szczerze mówiąc, były świetne. Może faktycznie niezbyt wyszukane i proste, ale śliczne.


Zgadzam się z tym pełni. Ubiór od wielu wieków, w szczególności dla kobiet, był możliwością wyrażenia własnej osobowości, dlatego wydaje mi się, że Sabina, świadomie bądź nieświadomie, w ten sposób wyrażała samą siebie. A wszystkie, a raczej prawie wszystkie, jej stroje były utrzymane w odcieniach beżu i bieli. Biel jest symbolem niewinności, czystości, a, jak już wspomniała Elizabeth, wyobrażenie Spielrein o własnej osobie, było całkowicie odmienne. Wątpliwe, przynajmniej dla mnie, było to, aby po terapii Sabina aż tak drastycznie zmieniła zdanie o sobie. Ona w pewien sposób zawsze była by odrażająca i nieczysta, przynajmniej dla samej siebie. Owszem, mogła pogodzić się z faktem, iż podnieca ją ból oraz upokorzenie, ale przez pewien czas te fizyczną rozkosz, podniecenie wywoływał jej ojciec, bo w końcu to on zadawał ten ból.
Czy ten fakt nie powinien do końca jej życia kształtować jej stosunku do samej siebie? A może my z Elizabeth zwracamy uwagę na błahostki i za bardzo zgłębiamy się w szczegóły tego filmu? Tego nie wiem, ale ubiór, a raczej kolorystyka jej kreacji, wydawała mi się dziwna ze względu z w/w powodów.

Ponieważ troszeczkę się rozpisałam, szybko wypowiem się o dwóch rzeczach i przejdę do krótkiego podsumowania.

Pierwszą rzeczą, na którą chciałabym jeszcze zwrócić uwagę, jest relacja Junga i Freuda, której przedstawienie bardzo, ale to bardzo mi się podobało. Wielkie brawa dla Viggo, który świetnie spisał się w tej roli. Idealnie oddał tajemniczość Freuda, który z pozoru wydawał się bardzo oschły, a przy bliższym poznaniu widać było, że jest oddanym i lojalnym przyjacielem. Dla mnie Sigmund był w tym filmie kimś w rodzaju enigmy. Zawsze wokół tej postaci był ciut niepewności i tajemniczości. Szczerze, to do tej pory nie do końca wiem, czy Freud był tak oddanym przyjacielem, którego tylko kłamstwa i rozczarowania mogły zmusić do zaprzestania przyjaźni, czy był to wynik nowych badań Junga, który chciał wprowadzić do teorii swego mentora mistycyzm, którym Freud pogardzał. Pewnie po części oba te czynniki miały wpływ na zerwanie ich przyjaźni, choć nie chce mi się do końca wierzyć, pomimo dystansu, jaki wokół siebie stwarzał Freud, iż chciałby on tak bezwzględnie wykorzystać Junga jako następcę, który przejmie po nim schedę. Co do Junga to muszę, niestety, przyznać, iż była to najbezbarwniejsza postać w całym filmie (tuż obok swojej uroczej żonki – Emmy). Współczuję trochę Fassbenderowi takiej roli, bo w głównej mierze przez to wypad bardzo przeciętnie, co mnie niemile zaskoczyło. Spodziewałam się po nim o wiele, wiele więcej. Wiem, że w dużej mierze jest to wina jego postaci, bo Jung był nudny. Taka jest prawda, gdy porówna się go z postacią Freuda, Sabiny czy Ottona Grossa (kolejna świetna rola Vincenta. Brawo, Cassel Wink). W szczególności na tle tego ostatniego Carl wypada mizernie; swoją drogą szkoda, że Gross pojawia się przez tak krótki czas, bo gdyby nie on, to Jung pewnie nigdy nie miałby kochanki, nie mówiąc już o tym, że nie wykonałby drugiego kroku w stronę Sabiny.

Drugą rzeczą, o której chciałabym się wypowiedzieć to gra aktorska Keiry, która nie do końca mnie przekonała. Na pewno była to jedna z najbardziej wymagających ról Keiry w całym jej dorobku filmowym; to trzeba przyznać, bo postać Sabiny była skomplikowana. Ale jej ruchy szczęką oraz przesadzona gra, o której Chris i Elizabeth wspomnieli, momentami psuło mi cały odbiór tej postaci, dlatego ponownie zacytuję w/w osoby:

Elizabeth napisał:
Chris napisał:
I nie zgadzam się z tymi zarzutami o nadekspresję i przerysowanie, które często się pojawiają w recenzjach.


Och, jak takie recenzje mnie drażnią. Niech sami spróbują zagrać kogoś takiego jak Sabina w jednej milionowej tak dobrze, a potem my będziemy czepiać się ich o rzekomą nadekspresję i przerysowanie. Litości. Poza tym, wydaje mi się, że te zarzuty są skrajnie naciągane; sam Jung napisał, że jej twarz była wykręcona chorobą, więc Keira odtworzyła rzeczywistość, i tyle. A jeśli chodzi o opis wyrazów twarzy ludzi chorych psychicznie, będę raczej opierać się na opisie kogoś, kto widział niejedną na żywo, a nie jakiegoś pożal się Boże recenzenta, który ma swoje wyobrażenia o tym, jak to ma wyglądać według jego standardów.


Nie, nie widziałam nigdy chorej osoby, która cierpiała by na przypadłość taką jak Sabina; nie, nie czytałam zapisów, które mówiłyby, co Jung pisał o własnej pacjentce. Mogę jedynie powiedzieć o moich odczuciach, a dla mnie drżenie ust oraz rąk Keiry, jej wystraszony wzrok, skulona postać oraz bardzo niski ton głosu (Zauważcie, że na początku filmu Keira mówi bardzo ''twardo'') zrobiły na mnie o wiele większe wrażenie niż te zabiegi ze szczęką. Co więcej ta szczęka jak dla mnie zabiła momentum scen, gdy Spielrein była chora. I tu, niestety, muszę się zgodzić z negatywnymi opiniami na ten temat. Szkoda, bo miałam nadzieję, że to będzie naprawdę bardzo dobra rola Keiry, a skończyło się jedynie na ''ocenie dobrej''.

Podsumowując, na plus role Viggo, Vincenta i mimo wszystko Keiry, muzyka (motyw przewodni), momentami scenariusz ( w szczególności, gdy Freud i Jung omawiali sny tego drugiego (ta scena na statku była wprost genialna i mega klimatyczna), scena przy stole, gdy Jung nakłada sobie ogromną porcję jedzenia i miny rodziny Freuda Laughing) . Na minus: reżyseria (początkowo ten film był dla mnie chaotycznym zlepkiem scen, co, pomimo znacznej poprawy i naprawdę dobrych ujęć Cronenberga, pozostawiło po sobie niesmak), rola Fassbendera i scenariusz (momentami był naprawdę bardzo przeciętny). Ogólnie film można obejrzeć, ale niekoniecznie trzeba.
Sylwuska586
PostWysłany: Czw 15:24, 02 Lut 2012    Temat postu:

Dwa krótkie wywiady z Keirą z ostatniej premiery:

http://www.youtube.com/watch?v=NLhwbufkIhQ&feature=relmfu

http://www.youtube.com/watch?v=iM3Y4SUpHOY&feature=related

Oraz jeden dłuższy filmik, gdzie wypowiadają się prócz Keiry Viggo i Michael?

http://www.youtube.com/watch?v=TAYEFisW2YU&feature=player_embedded
Elizabeth
PostWysłany: Sob 23:50, 17 Gru 2011    Temat postu:

Chris napisał:

Ciekawe jak będą wyglądały nominacje do Oscarów - skoro Keira zdobyła nominację za "Dumę i uprzedzenie" to tym bardziej powinna dostać za "Niebezpieczną metodę", bo zagrała w niej, moim zdaniem, równie dobrze (może nawet lepiej). Ale w tym roku jednak było sporo świetnych ról - Glenn Close, Meryl Streep, Michelle Williams (podobno świetnie zagrała postać Marilyn Monroe), wspomniana wyżej Kirsten Dunst czy np. Winslet i Foster w filmie Polańskiego "Rzeź". Bardzo mocna konkurencja...


Moim zdaniem nominacja - i Oscar - bezsprzecznie jej się należą, bo to była chyba jej najlepsza dotychczasowa rola. Ale skoro konkurencja jest aż taka, jak mówisz (wierzę Ci na słowo, bo nie widziałam ani jednej z wyżej wymienionych pań w tegorocznych kreacjach), to obawiam się, że Akademia Filmowa o Keirze zapomni, albo nominuje ją, ale ostatecznie statuetki nie przyzna. Szczerze mówiąc, zupełnie by mnie to nie zdziwiło - byłaby to kolejna decyzja utwierdzająca mnie w przekonaniu, że to wszystko jest jakąś prowokacją, a nie uczciwie przyznanymi nagrodami.

Swoją drogą, Chris, zapraszamy do zarejestrowania się na forum Wink
Chris
PostWysłany: Pią 13:05, 16 Gru 2011    Temat postu:

Na Złotych Globach pominięto nie tylko Keirę, ale także Kirsten Dunst ("Melancholia"). To jest loteria, więc ktoś musi odpaść. Mortensen i Fassbender znaleźli się jednak wśród nominowanych (tylko, że Fassbender za inny film - "Wstyd"). Jeszcze a propos Fassbendera to należy on do moich ulubionych aktorów i dlatego byłem nieco rozczarowany jego "bezpłciową" interpretacją postaci Carla Junga Wink

Ciekawe jak będą wyglądały nominacje do Oscarów - skoro Keira zdobyła nominację za "Dumę i uprzedzenie" to tym bardziej powinna dostać za "Niebezpieczną metodę", bo zagrała w niej, moim zdaniem, równie dobrze (może nawet lepiej). Ale w tym roku jednak było sporo świetnych ról - Glenn Close, Meryl Streep, Michelle Williams (podobno świetnie zagrała postać Marilyn Monroe), wspomniana wyżej Kirsten Dunst czy np. Winslet i Foster w filmie Polańskiego "Rzeź". Bardzo mocna konkurencja...
Elizabeth
PostWysłany: Wto 21:19, 13 Gru 2011    Temat postu:

Chris napisał:
Moim zdaniem "Niebezpieczna metoda" to całkiem niezły film z dobrymi kreacjami aktorskimi. Może trochę Fassbender rozczarowuje, ale Viggo Mortensen i Keira Knightley wypadli moim zdaniem bardzo dobrze.


Hm, przyznam, że wyszłam z kina z takim przekonaniem, że Fassbender nie pokazał wszystkiego i mógł zagrać trochę lepiej, obwiniając o to jego brak dogłębnego przygotowania do roli, o czym Keira parę razy wspominała, ale potem stwierdziłam, że na tle postaci takich jak Freud i Sabina, którzy z założenia byli o wiele bardziej ciekawi niż jego, po prostu nie mogło być inaczej. Jung usiłował udawać profesjonalnego, prostolinijnego lekarza i przykładnego męża, wyparł się romansu, niemal zaraz po tym, jak stanowczo zarządził, że to koniec, znowu dał się Sabinie wciągnąć w te sado-masochistyczne praktyki - co jako lekarz powinien był raczej próbować wyplenić. Momentami był strasznie wkurzający, ale myślę, że taki właśnie miał być, i nie mam Fassbenderowi nic do zarzucenia.

Skoro już mówię o kreacjach aktorskich, po prostu muszę dorzucić jeszcze jedno - Viggo był genialny. Kiedy szłam do kina uważałam Freuda za osobę owładniętą obsesją na temat seksu, która sama powinna była być poddana leczeniu psychiatrycznemu i sądziłam, że Jung był bardziej normalny; teraz zupełnie zmieniłam zdanie - Freuda szczerze uwielbiam, a Jung... no cóż, podpiszę się pod tym, co Freud napisał w jednym z listów - to nie on stawał na szczycie góry i wrzeszczał na cały głos, że jest zdrowy psychicznie Very Happy
Naprawdę z całego serca żałuję, że Viggo nie pojawił się w większej ilości scen, bo "Niebezpieczna Metoda" stawała się wybitnie dobra i niesamowicie zabawna, kiedy był na ekranie.

Chris napisał:
I nie zgadzam się z tymi zarzutami o nadekspresję i przerysowanie, które często się pojawiają w recenzjach.


Och, jak takie recenzje mnie drażnią. Niech sami spróbują zagrać kogoś takiego jak Sabina w jednej milionowej tak dobrze, a potem my będziemy czepiać się ich o rzekomą nadekspresję i przerysowanie. Litości. Poza tym, wydaje mi się, że te zarzuty są skrajnie naciągane; sam Jung napisał, że jej twarz była wykręcona chorobą, więc Keira odtworzyła rzeczywistość, i tyle. A jeśli chodzi o opis wyrazów twarzy ludzi chorych psychicznie, będę raczej opierać się na opisie kogoś, kto widział niejedną na żywo, a nie jakiegoś pożal się Boże recenzenta, który ma swoje wyobrażenia o tym, jak to ma wyglądać według jego standardów.

EDIT:

Moja opinia o roli Viggo potwierdza się nominacją do Złotego Globa. Dla Keiry co prawda brak, co jest niewybaczalne, ale z całej siły trzymam za niego kciuki i mam nadzieję, że wygra, bo totalnie na to zasłużył.
Chris
PostWysłany: Wto 12:19, 13 Gru 2011    Temat postu:

Moim zdaniem "Niebezpieczna metoda" to całkiem niezły film z dobrymi kreacjami aktorskimi. Może trochę Fassbender rozczarowuje, ale Viggo Mortensen i Keira Knightley wypadli moim zdaniem bardzo dobrze.

Elizabeth napisał:
(...) sposób, w jaki Keira zagrała był dla mnie tak niesamowicie miażdżący, że gapiłam się na ekran z otwartymi ustami i zastanawiałam się, jak można tak genialnie i przekonująco zagrać coś, czego w życiu się nie doświadczyło. Miotała się jak wściekła, nie umiała zapanować nad drżeniem szczęki, nie była w stanie powiedzieć zdania bez przerw. W życiu nie przypuszczałam, że zrobi to na mnie takie wrażenie. Jak dla mnie, był to jeden z najbardziej szokujących i niesamowitych momentów w filmie.

Podpisuję się pod tym co napisałaś. Na mnie też zrobiło to wrażenie. I nie zgadzam się z tymi zarzutami o nadekspresję i przerysowanie, które często się pojawiają w recenzjach.
Elizabeth
PostWysłany: Pią 23:06, 09 Gru 2011    Temat postu:

Szkoda, że nie pokazali tego, co było przed sceną "I'm Dr. Jung", bo niestety trochę się spóźniłam i weszłam dokładnie w momencie, kiedy się przedstawiał. Szkoda też, że klip nie jest dłuższy, bo sposób, w jaki Keira zagrała był dla mnie tak niesamowicie miażdżący, że gapiłam się na ekran z otwartymi ustami i zastanawiałam się, jak można tak genialnie i przekonująco zagrać coś, czego w życiu się nie doświadczyło. Miotała się jak wściekła, nie umiała zapanować nad drżeniem szczęki, nie była w stanie powiedzieć zdania bez przerw. W życiu nie przypuszczałam, że zrobi to na mnie takie wrażenie. Jak dla mnie, był to jeden z najbardziej szokujących i niesamowitych momentów w filmie.

Co do tego filmiku zza kulis, najbardziej podobała mi się jej reakcja, kiedy opowiadała o akcencie, jaki Cronenberg dla niej wymyślił Laughing Poza tym, muszę powiedzieć, że zupełnie nie wyszło im ubranie Sabiny w stroje odzwierciedlające jej stosunek do samej siebie - że była odrażająca, brudna i nie do odratowania - bo, szczerze mówiąc, były świetne. Może faktycznie niezbyt wyszukane i proste, ale śliczne.

Wiedza Cronenberga jest dla mnie zupełnie porażająca; dowiedziałam się dzięki niemu wielu nowych rzeczy. Poza tym, widać, że on po prostu totalnie rozumiał Sabinę, jeśli można mówić o rozumieniu prawdziwej osoby, która była chora psychicznie. Zaimponował mi.
Sylwuska586
PostWysłany: Śro 20:59, 07 Gru 2011    Temat postu:

Przepraszam za post pod postem.

David Cronenberg wypowiada się o Keirze, a także jej postaci, którą grała w DM:

http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=zdsX0775fn8
Sylwuska586
PostWysłany: Pon 16:16, 05 Gru 2011    Temat postu:

Przyznam się, że nie oglądałam tych filmików, ale mimo wszystko je tutaj wstawię:

Keira Knightley Behind the Scenes of 'A Dangerous Method'
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=pVetjd6e5nM

A Dangerous Method Scene: "I'm Dr. Jung"
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=gR60xMtrQbU

A Dangerous Method 2011 clip A Stupid Mistake
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=S0hitJelIqc
Elizabeth
PostWysłany: Sob 19:42, 29 Paź 2011    Temat postu:

Sylwuska586 napisał:

To Ty, Elizabeth, miałaś jakieś wątpliwości? Very Happy


Szczerze mówiąc, nie zobaczywszy nigdzie w kinie najmniejszego plakatu albo chociażby ulotki, owszem, miałam wątpliwości Very Happy

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group