Sylwuska586 |
Wysłany: Czw 20:09, 18 Kwi 2013 Temat postu: |
|
Zajęło mi to ponad rok, ale w końcu obejrzałam ''Żelazną damę'', dlatego chciałabym się z Wami podzielić moimi wrażeniami. Oczywiście, moja wypowiedź będzie zawierała SPOILERY.
Zazwyczaj w swojej mini recenzji, o ile moje wypowiedzi można określić takim mianem, staram się uporządkować moje zdanie dzięki metodzie ''+'' i ''-''. W wypadku ''Żelaznej damy'' ten sposób, niestety, się nie sprawdzi, ponieważ moja wypowiedź będzie w dużej mierze jedynie listą zażaleń i skarg skierowaną do reżyserki i scenarzystki.
Przyznam się szczerze, że filmy biograficzne nie są moim ulubionym gatunkiem filmów, (prawdopodobnie uplasowałabym biografie na końcu mojej listy, tuż przed horrorami) dlatego też nie miałam wygórowanych oczekiwań odnośnie tego filmu. Jako osoba, która zdaje na maturze historię, chciałam po prostu dowiedzieć się więcej o Margaret Thatcher, nie czytając jedynie informacji z repetytorium, czy książek. Niestety, okazało się, że film nie spełnia podstawowych wymagań. Przez całe prawie 2 godziny nie dowiadujemy się kompletnie nic o samej Thatcher; mówię tu, oczywiście, w sytuacji, gdy osoba zna podstawowe fakty o byłej pani premier. Co więcej, mając nawet podstawową wiedzę, jaką posiadam (nigdy nie interesowałam się bardziej historią Anglii, więc moja wiedza oscyluje na poziomie przeciętnym), możemy zauważyć wiele pominiętych faktów, nierozwiniętych wątków. Widać to w szczególności na przykładzie zimnej wojny, zamachów wywołanych przez IRA (te dwa wątki są LEDWIE rozpoczęte). Według mnie jest to karygodne, ponieważ najprawdopodobniej, prócz tego, iż sprawowała przez 11 lat rolę premiera, Thatcher jest najbardziej znana w Europie właśnie z zimnej wojny i roli, jaką odegrała. A w końcu produkcją tego filmu zajęli się nie tylko Brytyjczycy, ale również Francuzi. Naprawdę, nikt nie pomyślał o tym, by wspomnieć o tym zdarzeniu więcej niż AŻ 2 zdaniach?!
Być może wielkie niedopatrzenie ze strony scenarzystki, jak i reżyserki, zostałoby przyćmione, gdybyśmy mogli poznać samą Thatcher jako osobę, jako tą żelazną damę, którą tak wiele osób podziwia. Niestety... to też nie jest nam dane. Zamiast tego, jesteśmy raczeni wieloma scenami Thatcher w starszym wieku. Gdyby tego było nam mało, samą Margaret Thatcher przedstawiono pod koniec jej życia jako staruszkę z demencją, która rozmawia ze swoim zmarłym przed 8 latami mężem. I jest to... smutne na swój sposób, ponieważ przez większość czasu dane jest nam oglądać Żelazną Damę, jako zrozpaczoną, samotną, zgorzkniałą i zachwianą psychicznie osobę. Nie tego się spodziewałam. Nie taki widok sugeruje nam plakat i tytuł. Osobiście, chciałam zobaczyć Żelazną Damę - kobietę, która walczy o przetrwanie w tym męskim świecie, w jakim przyszło jej żyć. Kobietę, która nie ugina się przed swoimi wrogami, która dyktuje im warunki. I... w pewnym sensie to dostałam. Gdy oglądamy początki Thatcher jako polityka dostajemy przebłyski tego, co chciałam zobaczyć. Widzimy to również w momencie, kiedy to śledzimy losy Żelaznej Damy w walce o Falklandy. Niestety... dostajemy też sceny, w których jest ona, delikatnie mówiąc, okropną osobą. Scena z pożegnaniem (a raczej jego brakiem) z dziećmi, scena, w której Thatcher obraża jednego ze swoich współpracowników, kończąc zebranie, tylko dlatego, że napisał on jedno słowo z błędem w harmonogramie są tego najlepszym dowodem. Najgorsze w tym jest to, że sceny z TAKĄ twarzą Thatcher przeważają w całym filmie, pozostawiając po sobie niesmak i zapytanie: ''Jakim cudem mam współczuć tej okropnej kobiecie?'' podczas oglądania scen, gdy rezygnuje ona z posady premiera, czy kiedy jej mąż, a raczej jego złudzenie, ją opuszcza. I taki, niestety, wydźwięk ma ta produkcja. Wygląda ona tak, jakby scenariusz pisała osoba, która nie lubiła Thatcher i jej polityki. Dlaczego w takim razie próbowali oddać jej hołd, tworząc te dzieło? Umm... nie wiem, ale nie jestem zaskoczona, że dzieci Thatcher nie były zadowolone z ekranizacji życia ich matki.
Jedyne, czego mi szkoda, to Meryl Streep oraz innych aktorów, którzy, w większości, zagrali na przyzwoitym/dobrym poziomie (wysoki poziom zaprezentowała tylko Meryl). Widać, że starali się oddać charakter ich postaci, niestety, z takim scenariuszem nic nie dało się zrobić. Szkoda, bo film miał potencjał przedstawić ciekawy życiorys Żelaznej Damy, a okazał się wielkim niewypałem, za który nagrody zbierała jedynie Meryl Streep. |
|